wtorek, 21 czerwca 2016

LIFE FESTIVAL OŚWIĘCIM - QUEEN + ADAM LAMBERT - 19.06.2016, Oświęcim! ♥

Zacznę od tego, że to był mocny, intensywny weekend. W dodatku chyba najdłuższy w moim życiu. I to nie pod względem ilości wolnych dni, ale raczej pod względem ciągnącego się jak wosk czasu. Jeśli macie ochotę zobaczyć, gdzie mnie wywiało, to poglądowo wstawię zdjęcie. Albo kilka.
To się może wydawać śmieszne, ale kiedy Queen grali we Wrocławiu, nie miałam jak się tam dostać. Kraków jakoś tak przeleciał, że nawet ledwie to zauważyłam. Ale przed Oświęcimiem tak sobie pomyślałam: znam piosenki, mam nawet wśród nich ulubieńców, dlaczego by nie? Po koncercie Adama stwierdziłam, że jednak się nie uda, ale niecały miesiąc przed zaczęło mi szaleć serducho. Zrobiłam wszystko, zdobyłam bilet na płytę, ale...coś mi wadziło w tym układzie, ja nie wiem, może to ta odległość. Bliska osoba miała szansę jednak zdobyć zaproszenia na Red Zone (strefę pod sceną)  i do końca trzymałam kciuki, gdyż umówiłyśmy się wtedy na podmianę. I jakimś wielgachnym cudem udało się! Praktycznie w ostatniej chwili, gdy już myślałyśmy obie, że po wszystkim i że jednak dostanie płytę.
byebye, płyto, see u never :*
Dlatego z całego mojego serca pragnę podziękować tej kochanej istotce, która obdarzyła mnie takim szczęściem. Bez niej nic bym nie widziała, a poza tym zmarnowałby się naprawdę elegancki bilet (z płyty serio nic nie byłabym w stanie zobaczyć z moim wzrokiem XD i nawet nie byłoby czasu żeby komuś opchnąć - wiem, bo próbowałam swój).
Dobra, przebrnęłam.
A teraz o Panu w koronie.
Jak wiecie (albo i nie), jestem fanką Adama od jakichś sześciu lat, czyli właściwie od początku jego kariery. Niesamowitym jest patrzeć, jak człowiek stawiający pierwsze, choć bardzo zdecydowane kroki w show biznesie, z dnia na dzień staje się większy i większy. Pod względem popularności, projektów, ambicji, charyzmy, umiejętności, właściwie wszystkiego. Występowanie z Brianem Mayem i Rogerem Taylorem to dla niego, o czym sam niejednokrotnie wspominał, wielki, ogromny zaszczyt. Fani dobrej muzyki również będą zaszczyceni obserwując Lamberta na scenie z Queen, bo to jest prawdziwa magia, prawdziwa niesamowitość.
Adam nie stara się za żadne skarby na świecie zastąpić czy podrobić Freddiego Mercury'ego. Sam to zresztą nieraz podkreślał. I to widać od razu, Adam jest rewelacyjny, ale jest sobą. Jest sobą, a nie kopią Legendy. A dzięki byciu sobą, teatralnym, prowokującym, charyzmatycznym Adamem Lambertem, sam ma szansę kiedyś stać się legendą.
Ale nie o tym teraz, to miała być relacja, a ja już sama nie wiem, co się z tego robi.
Żeby było śmieszniej, Adam też nie wie.
Od razu napiszę, że z jakiego dziwnego powodu, którego nie znam, nie wyobrażam sobie słuchania (jak niektórzy to robią) utworów Queen w wykonaniu Adama na mp3. Jak wspominałam, uwielbiam Adama, jest naprawdę niesamowitym wokalistą, ale...to nie do końca to. Piosenki Queen bez głosu Freddiego jakoś nie mają tego czegoś.
(oboże, co za gderający człowiek ze mnie)
Dobra, może przejdźmy do tego, że jedną z moich życiowych ambicji było zobaczenie na żywo TEGO.
Taak, Adam w koronie dominuje (tsaa...) ten post (i tylko jego), gdyż ten outfit jest moją życiową obsesją. Dlatego kiedy na We Will Rock You podszedł do końca wybiegu tym majestatycznym krokiem, wyglądając tak niesamowicie dostojnie, brakło mi tchu. Świat obok przestał istnieć. Nie byłam w stanie płakać, bo to była chyba najpiękniejsza chwila mojego życia, ale po raz pierwszy poczułam, że nie istnieje nic poza mną w trzecim rzędzie i Adamem trzy metry dalej. Ocknęłam się, gdy wrócił na scenę. Zdałam sobie sprawę wtedy z tego, że koleżanka mnie trzyma, żebym nie upadła. Miałam nogi jak z waty! Nawet nie potrafię powiedzieć, co to było i dlaczego ten człowiek w koronie na głowie działa na mnie tak bardzo i tak mocno. Ja wiem, że jego piękna nie odda żadne zdjęcie, że pełni jego fenomenalnego głosu nie usłyszy się na żadnym albumie, no ale to już chyba przesada. Mózgu, let it go, ok?

Ponieważ uspokoiłam się na tyle, że mogę zacząć normalną relację (może powinnam to tam na górze spiąć jakąś klamerką, bo jakiś mega-prolog z tego wyszedł...), to lecimy!
W sobotę popołudniu pojechałam do Krakowa, żeby spotkać się z moją kochaną Nell (tą od zlotu - KLIK i spotkania po latach - KLIK). Koteczku, jeśli to czytasz, jeszcze raz serdecznie dziękuję za dach nad głową przez ten weekend i za wszystko inne ♥
Tak więc, odpoczęłam trochę po podróży i ruszyłyśmy na miasto. Naszymi celami był mały spacer (nie, nikogo nie szukałyśmy, wcaale XD) i wyprawa do mocno zakręconej miejscówki - DZIÓRAWEGO KOTŁA. Każdy fan Harry'ego Pottera poczuje się tam jak w domu.
Kremowe piwo jest rewelacyjne, a czaderskie nazwy deserów w menu sprawią, że zaczniecie dusić się ze śmiechu (muffinie, któryś przeżył - tak, to do ciebie!)
W lokalu nie da się nudzić - z głośników sączy się soundtrack znany z filmów HP, dekoracje robią klimat, a jakby tego było mało, można pograć w gry planszowe, poczytać tajemne księgi albo rozegrać kilka plansz Mario Brosa na konsoli!
Powrót do dzieciństwa w wielkim stylu!
Choć piwo kremowe nie było nawet bezalkoholowym chmielowym napojem, po wyjściu z tej rewelacyjnej miejscówki czułyśmy się jak po kilku głębszych. Znacie to uczucie, gdy idziecie Grodzką, wokół pełno ludzi, a wy bez skrępowania śpiewacie na głos Who Wants To Live Forever i zaśmiewacie się do łez z dziwnych rzeczy? Tak, było nam aż tak wesoło!
Po drodze trafiłyśmy na psychodeliczny sklep.
I zakupy z Kuchni Świata!
Po takim spacerku niedzielny poranek był nam niestraszny. Ogarnięcie się, śniadanko i na dworzec, gdzie miałyśmy problem ze znalezieniem właściwego autobusu, wiec pytanie: Jedzie pan do Oświęcimia? jak najlepiej podsumowuje te momenty.
Na szczęście wkrótce znalazłyśmy właściwy autobus, więc kryzys został zażegnany.
Na miejscu była masa spotkań z ludźmi dawno niewidzianymi (w końcu to prawie całe dwa miesiące) i zawieranie nowych znajomości. Ogólnie byłoby świetnie gdyby nie upał.
Tacy pozytywnie zakręceni ludzie jak Monika i Daria sprawiają, że ciężko się nie uśmiechnąć :D ♥
A tak wyglądał program występów. Baardzo intensywnie!
Właściwie dopiero na Taco Hemingwayu publiczność zaczęła się skupiać na tym co się dzieje na scenie. Zresztą, w tamtym momencie nie było tych ludzi wiele. Za to zespoły występujące naprawdę pokazały klasę i przyjemnie się ich słuchało. Naszą uwagę przykuła zwłaszcza niesamowita Ninet Tayeb z Izraela, dziewczyna swoim głosem po prostu wymiata! Sprawdźcie ją!
Potem na scenę wyszli Perfect i panowie naprawdę dali mocnego, dobrego czadu. Publiczność się rozszalała i rozśpiewała, a na ziemię spadły pierwsze tego wieczora krople deszczu.
A z tym było coraz gorzej. Ulewa wytrzymała co prawda do końca koncertu legendarnego polskiego zespołu, ale na początku występu Queen rozpadało...nie, rozlało się na dobre.

Rozumiem, Adam, pióra, buty, high-notesy, ale popatrzcie jak pada! 

O samym koncercie wbrew pozorom będzie krótko, gdyż nie istnieją w polskim języku słowa, które dokładnie by go opisały. W każdym razie, to był fenomem! Widownia pękała w szwach, Adam i Brian olali deszcz zupełnie, paradując po wybiegu (co cieszyło, nie powiem, bo miałam właśnie tam miejscówkę).
Kiedy Adam chlusnął w widownię szampanem ze swojego kielicha na Killer Queen, po dwóch sekundach zaczęło padać jeszcze mocniej. Nikogo to jednak nie zraziło. Ludzie wyciągnęli peleryny przeciwdeszczowe i bawili się dalej. Zwróćcie też uwagę na filmiku powyżej, jak Adam biegnie po wybiegu, żeby się nie poślizgnąć XD
W ogóle, co się działo na KQ to już osobna historia.
No właśnie...

Brian, Brian, Brian, rany, jak Brian szeroko się uśmiechał widząc rozbawioną widownię. Nie dość, że mówił pięknie po polsku, to jeszcze zrobił sobie selfie z tłumem.
Roger jak zawsze zaśpiewał Kind of Magic, ale w sumie chciałabym się tutaj odnieść do słów, które powiedział przed koncertem dla radia RMF FM:
Każdy może wybrać, czy kupi bilet na nasz koncert, czy nie. Jeśli ktoś nie może zaakceptować Queen bez Freddiego, po prostu nie musi kupować biletu. My naprawdę robimy wszystko, co w naszej mocy, kochamy swoją pracę, kochamy muzykę.
Niestety w pierwszych rzędach było kilka osób, które zupełnie nie kryły się ze swoim brakiem sympatii dla Adama. Zaznaczam, że byli to starsi, dorośli ludzie, w dodatku w koszulkach QUEEN + Adam Lambert. Zrobiło się niemiło, gdy jedna z tych osób próbowała wciągnąć resztę w bardzo dziecinną i nienormalną akcję. Naprawdę, zawsze jest mi przykro, kiedy muszę upominać ludzi sporo starszych ode mnie.
Więcej o nieprzyjemnych sytuacjach, ale i więcej o miłości na festiwalu znajdziecie na kanale Nellhatesyou.
Jeśli chodzi o nagrywanie, za bardzo bałam się o mój telefon w tej ulewie, żeby robić to często. Oprócz filmiku wyżej z Somebody to Love, udało mi się nagrać fragment I Want It All i chciałam także nagrać Bohemian Rhapsody, ale wyciągniecie telefonu w tamtej części koncertu byłoby dla niego śmiercią przez utonięcie. Dlatego też nie mam zdjęć Adama w koronie, choć najpiękniejsze momenty, czyli te, w których wszystko dookoła zblakło, na zawsze zostaną w moim sercu.
Na tym koncercie było wszystko: wspaniała muzyka, niesamowity wokal Adama (ten moment Bohemian Rhapsody, kiedy śpiewał wraz z Freddiem, którego wykonanie puszczono na telebimach sprawił, ze miałam po prostu ciarki na plecach), genialna, żywiołowa widownia, niesamowite lasery tworzące przez padający deszcz morze brokatu w powietrzu oraz tony konfetti na zakończenie.
Po tym wszystkim aż drżałam z emocji, które mną zawładnęły.

Szybkie pożegnanie z ludźmi, żeby zdążyć na dojazd, ucieczka z deszczu, Queen w głośnikach całą drogę do Krakowa i padnięcie nieżywą na łóżko.

To był mój pierwszy festiwal muzyczny i mam po nim bardzo dobre wrażenia. Był to też pierwszy koncert plenerowy, na którym zmokłam. Choć mam wrażenie, że nigdy wcześniej nie zmokłam aż tak bardzo.
Na koniec chciałam jeszcze raz podziękować serdecznie wszystkim ludziom, którzy potrafili się zachować i zadbać o wspaniałą atmosferę, bo przecież było nas ostatecznie więcej niż tych wszystkich krzykaczy. Pragnę podziękować Pani, której chłopak podwiózł mnie i Nell pod halę z dworca w Oświęcimiu, ludziom, którzy użyczyli mi powerbanków, kiedy czekałam na koleżankę z biletem, a bateria była na wykończeniu, dziewczynom ze staffu LFO, które pożyczył mi długopisu oraz ludziom, którzy odwieźli nas z powrotem do stolicy małopolski po skończonym koncercie. Jestem Wam wszystkim niesamowicie wdzięczna.

Reszcie osób chcę powiedzieć tylko tyle - każdy ma swoje własne zdanie, ale żeby mieć je czym poprzeć, trzeba to przeżyć. Dlatego IDŹCIE NA QUEEN+Adam Lambert! Jeśli tylko macie okazję, posłuchajcie wielkich hitów w wykonaniu Lamberta, być może akurat przypadną Wam do gustu. A jeśli nie, jak powiedział Roger:
Jeśli ktoś nie może zaakceptować Queen bez Freddiego, po prostu nie musi kupować biletu.
Najpierw jednak rzeczywiście radziłabym kupić bilet, żeby po prostu się przekonać. Czy warto? Jeszcze jak!

PS. Na koniec pragnę podziękować Panu Adamowi Lambertowi, bo w najśmielszych snach nie przypuszczałam, że zobaczę tą piękną twarz i usłyszę ten niepowtarzalny głos aż dwa razy w tym roku. Niszczysz mi życie, ale kocham sposób, w jaki to robisz. Dziękuję ♥
Panie doktorze, języki Panu skaczą! ♥
_
Przeczytaj także:
ADAM LAMBERT The Original High Tour in Europe - 30.04.2016, Warszawa! ♥

środa, 8 czerwca 2016

Odniesienia do Pisma Świętego w teledysku "Monster" EXO

Witajcie. Tak, wiem, ze można się było tego spodziewać. Przecież od dawna wiadomo, jak bardzo SM uwielbia mieszać, a jak bardzo EXO-L uwielbiają rozkładać te ich twory na części pierwsze. Kiedy więc tylko obejrzałam, rewelacyjny swoją drogą, teledysk do utworu Monster, coś zaczęło świtać w mojej głowie. Na więcej zaproszę Was kiedy indziej, teraz pozwólcie, że przedstawię Wam tę religijną część mv, bo od odniesień do Pisma Świętego aż głowa wrze!

Jak na dłoni wręcz widać w tym klipie nawiązania do Biblii. Mogą mieć one także głębsze znaczenie w kontekście przeszłości EXO, dlatego zobaczmy, co na ten temat ma do powiedzenia j-holy z tumblra:
Zaraz na początku widzimy węża, powszechny symbol grzechu (diabła).
Potem od razu scena zmienia się na Baekhyuna, co bardzo pasuje do 13,2  Ewangelii Świętego Jana: W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty, syna Szymona, aby Go wydał.
Następnie mamy oskarżenie, aresztowanie, scenę zdrady. Możemy więc od razu powiedzieć, że Baekhyun jest Judaszem.
Jak to się ma do EXO? W tym krótkim klipie zawarto wszystkie wydarzenia jakie miały miejsce w historii zespołu. Aresztowanie, bicie to nic innego jak walka z hejterami, natrętnymi fanami. Zdrada, oczywiście, wszyscy wiemy o co, a raczej o kogo chodzi... Przyobleczenie wszystkiego w Biblijne metafory nadaje historii ciekawego wydźwięku. Przez wgląd na to, końcowe uwolnienie chłopaków przez Baekhyuna (nawrócenie się Judasza?) wygląda jak powstanie z martwych.

Można rzec, że w karierze EXO zaczyna się nowa era, swoiste odrodzenie.

Ale, ale... to jeszcze nie wszystko od j-holy. Broni ona bowiem teorii, że w tym układzie to Jongdae jest...Jezusem! I to nie jest takie głupie, bo pewnie ten kadr od razu skojarzył się Wam z Ostatnią Wieczerzą:
Chen opiera ręce na ramionach dwóch pozostałych członków EXO-M, Yixinga i Minseoka, zgodnie z obrazem są to Jan i Jakub.
Jest też kilka scen maksymalnie skupionych na Chenie w teledysku. Jego partie układu są tu naprawdę symboliczne. Jako jedyny spośród członków EXO ma zasłoniętą połowę twarzy. Zwróćmy zatem uwagę na fragment z
Księgi Wyjścia (ang. Exodus), 33:20: I znowu rzekł: «Nie będziesz mógł oglądać mojego oblicza, gdyż żaden człowiek nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu». Zasłonięta połowa twarzy świadczy o półboskim pochodzeniu Jezusa.
W klipie są też sceny, kiedy Jongdae jako jedyny jest odwrócony twarzą do kamery w tłumie ludzi. Jest w Biblii wiele fragmentów, które zwracają uwagę na Boga. Poza tym te sceny są trzy, a trójka jak wiemy, to bardzo ważna cyfra w całej Księdze, odnosi się ona, np. do Świętej Trójcy.
Jak to się ma do EXO? Cóż, mamy też trzy osoby, które w ostatnich latach opuściły EXO, od czasu odejścia Krisa chłopaki wypuścili trzy albumy (licząc reedycję), a licząc latami, jest to ich trzeci rok w niepełnym składzie (2014, 2015, 2016). Chen jako Jezus w tym wypadku jest postacią również symboliczną, ponownie świadczącą o sile i odrodzeniu - o nowych czasach.

(Tekst należący do j-holy został napisany kursywą. Fragmenty Pisma Świętego pod red. Ks. Kazimierza Dynarskiego oraz Marii Przybył, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań 2008)  

Odniesienia do Świętej Księgi Chrześcijaństwa nie są rzadkością w popkulturze. Rozumiem, że sam temat może być kontrowersyjny, nawet bardzo, gdyż sama jestem osobą wierzącą, ale sposób w jaki przedstawiono tutaj przenośnie do wydarzeń z Biblii wydaje się być wręcz niesamowity.
Czy znaki mówią prawdę i po latach smutku czeka nas nowa era?
A o co chodzi z unoszącym się w powietrzu, jakby trzymanym w jednym miejscu jakąś siłą zegarkiem, którego wskazówki biegną w złą stronę, czyli cofają się?
Trzy zapomniane moce?
I dlaczego zaraz potem kamera nakierowuje się na siedzącego samotnie, zamyślonego Baekhyuna?
Obmyśla zdradę? A może właśnie zegarek ma nam pomóc dojść do tego, ze to on jest zdrajcą w tym klipie? Symbolem grzechu, symbolem minionych lat? A że zostało mu to wybaczone, to całość jest w czarno-białych kolorach, jakby już nie miała znaczenia?
Pytania się kłębią, a odpowiedzi jak nie było, tak nie ma. 
Teraz czas na Was. Doskonale wiem, ze kochacie takie dyskusje, dlatego czekam na Wasze głosy w komentarzach - może wspólnie obalimy sekrety tego klipu! ♥