wtorek, 3 maja 2016

ADAM LAMBERT The Original High Tour in Europe - 30.04.2016, Warszawa! ♥

Przyznam się, że od paru godzin siedzę przy otwartym oknie postu i nie jestem w stanie napisać ani słowa. To, co stało się w sobotę... Nie mam pojęcia, czy w jakimkolwiek języku świata istnieją wyrazy, które mogłyby to określić. To było totalnie niesamowite, nierealne wręcz wydarzenie, więc każde słowo, jakiego użyję nie będzie tak naprawdę wystarczające do przekazania w całości każdego uczucia czy każdej emocji.
Ale, jak zwykle, po kolei.

Do Warszawy dotarłyśmy z siostrą przed północą w piątek 29-ego kwietnia. Na dworcu spotkałyśmy się z Sandrą i udałyśmy się w drogę do hostelu. Oczywiście okazało się, że mapka a rzeczywistość to dwie różne rzeczy, więc dość szybko zgubiłyśmy drogę. Na szczęście dzięki telefonicznemu kontaktowi z Sylwią, która załatwiała nam nocleg, dość szybko ogarnęłyśmy trasę i jakieś półtora godziny później zameldowałyśmy się w łóżkach.
Długie spanie nie było w planach - po godzinie piątej cała nasza czwórka postanowiła wstać i ruszyć w drogę pod Torwar, żeby zobaczyć, jak się ma sytuacja. Nasza połowa ośmioosobowego pokoju wyszła pierwsza, reszta dziewczyn postanowiła jeszcze trochę pospać. Mimo usilnych starań Sylwii o to, żeby podjechać pod halę autobusem, dotarłyśmy na miejsce całkowicie pieszo. Pod Torwarem okazało sie, ze jakieś panie rozdają numerki. Zostałyśmy wprowadzone w błąd ich potwierdzeniem, że numerkowanie jest oficjalne (jak wiadomo, w późniejszym okresie czasu zupełnie się nie liczyło).
Szybko obdzwoniłyśmy więc znajomych, żeby dać im znać o specyfice kolejki, po czym stwierdziłyśmy, że warto wybrać się coś zjeść. W oczekiwaniu na autobus odjeżdżający w stronę centrum dołączyła do nas Bienia i już razem zdecydowałyśmy się coś zjeść. Droga zaprowadziła nas do KFC, do którego zresztą pan kierownik wpuścił nas 15 minut przed czasem, a obsłużył 3 minuty przed.
Bienia czekająca na otwarcie KFC...to jej widok tak skruszył serce kierownika przybytku.
Po szybkiej szamce i pysznej kawce, wróciłyśmy w okolice Torwaru, gdzie zaczęło powoli przybywać ludzi. Wiecie, jak to jest, kiedy znacie kogoś całe wasze fandomowe życie i dopiero po kilku latach spotykacie się z tymi ludźmi na żywo? To była pierwsza magiczna chwila tego dnia.
Ciekawe, czy ktoś jeszcze pamięta Keep Calm and Love Katy? ♥
Pannica pierwsza od lewej również może wydawać się Wam znajoma - KLIK!
Ludzie jak zwykle sprawili, że stanie w kolejce było wspaniałe. Szukanie toalety w pobliżu całą grupą, zamawianie pizzy na wynos w barze na przeciwko, spacery wokół Torwaru z najlepszymi czy też zwykłe ploteczki, którymi fandom żywił się od czasu FYE aż do teraz - wszystko to razem złożyło się na niesamowitą atmosferę jedności.
Około godziny 13:00 przy wejściach zostały rozłożone barierki. Nasza grupa rozlokowała się przy środkowym wejściu na płytę. Niestety, ludzie zaraz zaczęli napierać na osoby z przodu, dlatego poleciliśmy wszystkim, żeby po prostu usiedli. Tym samym jeśli komuś marzyło się wepchanie się w kolejkę, był on od razu widoczny w siedzącym tłumie i mógł zostać szybko pouczony. Aby nie było zamieszania, ludzi z przodu wypuszczaliśmy odsuwając barierkę, jeśli chcieli iść skorzystać z łazienki bądź kupić coś do jedzenia. W pewnym momencie zostałam nawet samozwańczym ochroniarzem, który przepuszczał i wpuszczał wychodzące osoby broniąc dostępu do początku kolejki innym. Pocztą pantoflową dotarła do mnie wiadomość, ze dzięki tym zabiegom, nasza kolejka była najbardziej ogarnięta w czasie wchodzenia do środka. Nie obyło się jednak bez niemiłej niespodzianki.
Był nią pan, który przeskoczył przez barierkę zaraz na przodzie próbując w dodatku wkręcić w kolejkę swoją córkę. Z tego co wiem, do dziewczyny już dotarło, jak bardzo nieeleganckie było ich zachowanie. Nie wiemy, czy jej ojciec też się zreflektował.
Domi i Bienia, czyli kolejne kpopy słuchające Adama. Ten fenomen nigdy nie przestanie mnie zadziwiać! (odrobinę w tle nasz "skaczący znajomy")
Jaki ten świat mały! Po Sandrze dołączyła do nas Asia kompletując tym samym zeszłoroczną wakacyjną ekipę!
Tłum ustawiający się w kolejki widoczny z drugiej strony ulicy
Zaraz przy wpuszczaniu nas na halę miałam mały zawał serca - kod kreskowy na moim bilecie nie chciał się wczytać dziewczynie je sprawdzającej. Na szczęście drugiej z nich udało się to od razu, za co będę jej dozgonnie wdzięczna, bo w tamtej chwili naprawdę sądziłam, że zaraz stanie mi się coś złego. Trudności minęły i można było udać się pod scenę.
Stałam bardzo blisko, trzeci rząd, jedną stopą na podwyższeniu barierki. Zaraz także nawiązałam kilka znajomości z osobami spod sceny i razem śpiewaliśmy puszczane w czasie oczekiwania piosenki Adama (jeśli leciało cokolwiek innego, same intonowałyśmy jego przeboje). Na miejscu zaczęło się robić coraz tłoczniej i duszniej, co doprowadziło do wielu omdleń i osłabnięć. Jeszcze przed wejściem supportu ochrona wyprowadziła parę osób, a do końca show zasłabła prawie dwudziestka ludzi! Dopiero w czasie występu supportu postanowiono włączyć klimatyzację i podawać wodę publiczności.
Przed Adamem widownię rozgrzewał niejaki Bart B.
Zanim w ogóle weszliśmy na Torwar, przeszukaliśmy chyba cały internet w celu znalezienia wskazówek co do naszego DJ'a. Niestety, bezskutecznie. Wszyscy bartopodobni muzycy polecali się na studniówki bądź wesela. Byliśmy przerażeni. W rzeczywistości nie było jednak tak źle, choć sam DJ chyba nie wytrzymał panującego na sali zaduchu i wyszedł po 30 minutach. Zaprezentował nam kilka popularnych radiowych kawałków w niezłych aranżacjach. Było dobrze, ale zdecydowanie nie była to muzyka, której chcielibyśmy posłuchać przed koncertem Adama. Jeszcze jakieś pół godziny słuchania muzyki z taśmy i...

...zaczyna się.
Muzycy wychodzą na scenę, błyskają światła, a ja czuję, że za chwilę serce wyskoczy mi z piersi. Coś, na co czekałam całe długie sześć lat właśnie się zaczyna i nie jestem w stanie zrozumieć, że za chwilę marzenie stanie się rzeczywistością. I nagle: oto on, Adam Lambert we własnej osobie.
Jego platynowe włosy lśnią, kiedy wchodzi na scenę i swym wspaniałym głosem intonuje Evil in the Night. W górę podnoszą się ręce trzymające kurczowo białe lub czerwone kartki z napisem WELCOME BACK TO POLAND. Wreszcie. Solowy wymarzony koncert się zaczyna.
Publiczność w niesamowicie szybkim tempie podłapuje słowa i po chwili kilka tysięcy ludzi śpiewa wraz z Adamem.
Gama utworów jest bardzo różnorodna - od samego Mad World jeszcze z czasów występów w American Idol po Welcome to the Show, które ujrzało światło dzienne zaledwie kilka tygodni temu. Adam jest bezbłędny i rewelacyjny. Po scenie porusza się z gracją i nie szczędzi widowni najróżniejszych żartów. Oczy cieszy zresztą nie tylko on, ale także jego tancerz, Terrance Spencer, który jest jedyną osobą z pierwotnego składu zespołu Adama.
Przebiera się aż trzy razy i w każdym stroju wygląda rewelacyjnie. Z każdą kolejną piosenką jest także coraz bardziej wyluzowany i zaczyna być autentycznie szczęśliwy. Jego uśmiech i oczy mówią wszystko. Kiedy fani śpiewają z nim kolejną piosenkę słowo za słowem zaczyna być pełen podziwu i uznania dla widowni.
Z jego ust padają piękne, ciepłe słowa, które każdy z nas chowa głęboko w swoim sercu i nie zapomni ich nigdy.
Jesteście wszyscy tacy słodcy. Zwykle nie patrzę zbyt dużo na tłum, ale dziś nie jestem w stanie oderwać od was wzroku.
Są tutaj starsi i młodsi, ludzie różnych ras, narodowości, orientacji, poglądów i wiecie co? To wszystko jest okej. A wiecie, co nas łączy? Miłość do muzyki. Bo dla muzyki nie liczy się, jacy jesteśmy. Muzyka kocha wszystkich.
Moje serce to miasto duchów, ale dziś zaczyna ożywać na nowo...dzięki Polsce.
Już myślałam, że powstrzymam się od łez, ale po tych słowach emocje naprawdę biorą górę.
Gdzieś między tym wszystkim na scenie lądują czarne stringi Pati, które Adam podnosi ze świadomością, ze trzyma w dłoniach damską bieliznę.
Proszę, nie rzucajcie tutaj bielizny, bo tancerze tu tańczą, mówi z troską w głosie zanim odrzuci je w tłum.

Widać, że nie tylko Adam jest zaskoczony bardzo pozytywnie. Również jego zespół ma uśmiechy na ustach i z entuzjazmem reaguje na kolejne śpiewy widowni.
Wzrok Adama zatrzymujący się na moim telefonie sprawia, że ilekroć to oglądam, mam ciarki i wręcz czuję, jakby na mnie patrzył.

Tymczasem bardzo charyzmatyczni tancerze, Terrance i Holly, nie odstępują Adama na krok. On przejmuje na siebie partię rapową w Shady, ona daje niezwykły popis swoich umiejętności tanecznych w Lucy.
Cieszy oko również wspaniała synchronizacja w Lay Me Down. To jeden z tych filmów, które można oglądać bez końca.
Oprócz swoich największych hitów oraz piosenek z własnych płyt, Adam wykonuje Let's Dance w hołdzie niedawno zmarłemu Davidowi Bowie oraz Another One Bites The Dust z repertuaru legendarnej grupy Queen, z którą ma zaszczyt koncertować po świecie.

Ten filmik zdecydowanie warto obejrzeć.
Przedostatnie Trespassing jest chyba najgłośniej śpiewane przez całą widownię. Adam wykorzystuje to i zaczyna zabawę z widownią - powtarzanie po sobie różnych okrzyków. Polska widownia okazuje się w tym lepsza, niż przypuszczał. Powtarzamy niestrudzenie nawet bardzo wysokie nuty. W końcu tyle razy ćwiczyliśmy to pod prysznicem czy jadąc samochodem.
Jesteście niemożliwi, śmieje się Adam i za chwilę już wiemy, co tak naprawdę ujęło naszego artystę.
Zaśpiewaliście ze mną całe "Trespassing" jako jedyny kraj. Każde słowo, znacie każde słowo. Dziękuję.
W jego głosie jest uznanie i podziw, a także miłość kiedy kolejny raz powtarza: Tak bardzo Was kocham.
Gdzieś miedzy wierszami wyłapuję szczery żal za tym, że dopiero teraz zdecydował się przyjechać do nas ze swoją muzyką.

W okolicach Shady na ziemi ląduje moja czerwona kartka WELCOME BACK TO POLAND. Szybko kucam i chcę ją podnieść, a wtedy czyjeś dłonie próbują podnieść mnie.
Nie, ja nie mdleję, prostuję się. Mi tylko kartka spadła, pokazuję ją z uśmiechem chłopakowi za mną i wracam do zabawy.
Śmieszna sytuacja, ale wtedy nie pomyślałam, że ktoś stwierdzi, że właśnie padam.

Show kończy się za szybko, czego żałuje sam Adam biegający po scenie jak małe dziecko po parku rozrywki. Przedłuża, co może, żeby spędzić z nami jak najwięcej czasu. Nasza miłość staje się dla niego powietrzem, kiedy prezentuje nam swój zespół, potem znów intonuje powtarzanie dźwięków, a na koniec wykonuje jeszcze jeden refren Trespassing.

Wychodzimy z sali płacząc i tuląc się do siebie. Ogrom emocji i uczuć, jakie otrzymaliśmy od swojego idola przytłacza nas, ale daje również szczęście. Mamy świadomość, że to, co się stało między nami, już na zawsze zostanie nasze. Że nigdy tego nie zapomnimy. Jakby na potwierdzenie tych słów, po chwili na twitterze pojawia się chaotyczny, pełen ekscytacji wpis Adama. Najpiękniejszy wpis na świecie.
Swoim szczęściem dzieli się także jego zespół.

Ludzie zaczynają się rozchodzić. My także idziemy do hostelu (tym razem z GPSem, człowiek się uczy), potem wracamy do domu. Ale to wszystko, co zyskaliśmy tamtego dnia, już w nas zostanie.

Byłam na wielu koncertach, ale autentycznie, nigdy w życiu nie czułam takiej miłości. Być może dlatego, że Adam był zawsze moim największym marzeniem tym jednym jedynym. Wszystko to zawarłam w swojej najwcześniejszej relacji.

Podsumowując, mój blog zatoczył pełne koło. Artyści, o których marzyłam podczas pisania pierwszych postów, stali się nagle osiągalni. Nagle wszystko przestało być odległym, słabym marzeniem utkanym w umyśle jakiejś idiotki. Życie nabrało kolorów, a radość w sercu nie opuszcza mnie od soboty. I mam nadzieję, że nigdy tego nie zrobi.
Po cichu zaczynam odczuwać tęsknotę za uśmiechem i głosem Adama, ale wiem doskonale, że przy kolejnej płycie do nas przyjedzie. On już nigdy nas nie zostawi.
W sobotę daliśmy mu zbyt wiele ciepła, żeby tak po prostu o tym zapomniał.
Jak dobrze widzieć się na tym zdjęciu ♥
___
Przeczytaj także:
NU'EST RE:SPONSE Tour in Europe - 27.11.2014, Warszawa! ♥
Muzyczny Przegląd: Pierwotny odlot Adama Lamberta! 

7 komentarzy:

  1. Wszystko co można było powiedzieć zostało powiedziane, reszta C postaci bagażu emocjonalnego jest nie do uchwycenia w słowach. Koncert był cudowny i cieszmy się że mogliśmy to przeżyć, w dodatku w takim zacnym gronie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah popłakałam się czytając! Wszystkie wspomnienia wróciły ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. okeej przyznam, ze to był fantastyczny weekend :) spotkać starych znajomych i poznać nowych z którymi coś czuję będę się co jakiś czas widywać :D muzyka łączy ludzi i nie ważne czego słuchasz ważne, że kochasz muzykę <3 s[potkanie z Adamem i jego słowa zostaną w mojej pamięci i serduszku na zawsze :D <3 mam nadzieję, że w miarę szybko znów się zobaczymy
    /Ezja (aby stało się zadość tradycji hehe)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trespassing rozwaliło system! Jak bardzo bym chciała, żeby to wszystko wydarzyło się raz jeszcze. Niestety nie miałam możliwości stania zupełnie przy scenie, przyszłam dopiero o 13, ale miałam przynajmniej ten 6-7 rząd i nadal doskonale widziałam Adama. Zresztą ten koncert był tak doskonały, że nawet z ostatniego rzędu musiał sprawiać wspaniałe wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytając cały czas się uśmiechałam. Myślałam, że mocno się wzruszę, ale dalej czuję tylko szczęście i ogromną wdzięczność za te kilka dni. Głównie z powodu, który opisałaś - ludzie, którzy byli bliscy od wielu lat w Glamily nagle spotkali się w jednym miejscu i mieli okazję poznać osobiście, porozmawiać razem, pośmiać, poplotkować, poprzytulać i tak dalej. Piękne jest to, że nasza społeczność przeszła swojego rodzaju chrzest. Wszyscy jesteśmy połączeni tym wydarzeniem i emocjami jakie tam przeżyliśmy. I nikt nam tego nie odbierze, ani tego nie pobieje (sry Vienna). I to jest piękne. Sam koncert... mi się udało powstrzymać od łez na przemowie, choć definitywnie nie było łatwo. Whataya też było mega wzruszające, bo każdy do tej pory słyszał to milion razy ale tylko w radiu czy mp3. Klasyk nigdy dotąd na żywo. No i końcówka... magia. Duma z Polski. I strasznie się cieszę, że poznałam tylu fajnych ludzi i tylu fajnych ludzi w końcu spotkałam osobiście. Cudowne trzy dni. Brzmi jakbym się chwaliła, ale to dla mnie istotny fakt, że mam depresje, stany lękowe, stres, który zabija mnie od środka i z jego powodu mam poważne problemy zdrowotne, dwa razy w szpitalu w ciągu roku... przed koncertem też miałam atak. Mogłam w ogóle nie jechać do Warszawy z tego powodu... Poważne problemy. A zjednoczenie z tak świetnymi ludżmi sprawiło, że nigdy nie śmiałam się tyle co przez te trzy dni, a Adam sprawił, że byłam niesamowicie szczęśliwa. I nie płakałam... nie płakałam dopóki zostałam sama, bo uzmysłowiłam sobie ilu świetnych ludzi mam przy sobie. I nie płakałam, dopóki nie znalazłam zdjęcia z koncertu, które zrobiło mi tamtejsze media i zdjęcie przedstawiało nie mnie. Przedstawiało najszczęśliwą osobę na świecie. I dotarło do mnie jak mnie Adam i Glamberts uszczęśliwiają i ile mam szczęścia i jak bardzo powinnam je doceniać. Dotarło, że te trzy dni coś we mnie zmieniły. Adam ponownie zmienia mnie na lepsze. Cieszę się, że już do końca zostanie przy mnie (bo w końcu wytatuowałam go na udzie) i będzie mi przypominał o tych wszystkich chwilach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ok. Wreszcie znalazłam chwilę, żeby to skomentować i pluję sobie w brodę, że tak późno :C To prawda, tamten weekend był jednym z lepszych w moim życiu, a to że mogłam Was znowu zobaczyć, było cudne <3 A Adam, doszczętnie zawładnął moim sercem i moimi myślami, co bardzo spodobało się mojej mamie, bo cytując : Wreszcie przestałam słuchać tych chińczyków i słucham czegoś normalnego" xD Zanim pojechałam na koncert, też słuchałam Adama.... Dobra, nie ważne xD Mam nadzieję, że jak najszybciej uda nam się powtórzyć spotkanie w takim towarzystwie <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ooo widać moją głowę😂 To był mój pierwszy koncert!Mam dopiero 14 lat więc... I nawet was widziałam😂 bo mówiłam do taty że ''chce mieć takie niebieskie włosy jak tamta dziewczyna''😂

    OdpowiedzUsuń