wtorek, 27 września 2016

Zmiany, zmiany...

Człowiek zmienia się cały czas, mówią niektórzy. Naukowcy twierdzą, że zmieniamy się na okrągło i co dziesięć lat jesteśmy właściwie całkiem inną osobą. Widzę to po sobie. Widzę jak się zmieniam. Teraz, stojąc u progu dorosłości i samodzielności czuję się całkiem innym człowiekiem niż niecałe pięć lat temu, kiedy wchodziłam w mury swojej uczelni po raz pierwszy.
Dziewczynka świeżo po maturze, której dwójki z chemii przekreśliły marzenia o psychiatrii. Zniszczone, prostowane do oporu, farbowane na ciemno włosy. Przerażona, wystraszona, w ciemnych ciuchach. Początkowo kompletnie nie wiedząca, co robi na tym korytarzu, wśród pewnych siebie ludzi.
Dziewczynka z wieloma marzeniami, ale zbyt nieśmiała by je spełniać.
Taka byłam. Mimo otwartości i towarzyskości, teraz jak na dłoni widzę, że bałam się podejmować decyzje, które wymagałyby ode mnie czegoś więcej. Bałam się ruszyć z komfortowego miejsca. Dopiero w pewnym momencie wszystko pomknęło jak strzała. Poznałam wielu ludzi, zaczęłam organizować zloty, jeździć na koncerty. Niby nic wielkiego, ale bardzo mi to pomogło. W uwierzeniu w siebie, w poświadczeniu samej sobie, że coś umiem, że do czegoś się jednak nadaję.
Zaczęłam się uczyć. Psychiatria nie była już osiągalna, ale psychologia kliniczna stała wręcz otworem. Skrycie marzyłam o tym, że pewnego dnia będę pracować w szpitalu psychiatrycznym. Większość ludzi z mojego roku jak i wykładowców patrzyło na mnie dziwnie, gdy zapytana o tym mówiłam. Byłam wciąż stremowana, ale brnęłam do celu. Po cichu, powoli.
Aż nadszedł rok 2016 i wszystko zaczęło się zmieniać.

Gdyby ktoś mi powiedział, że przeżyję tak niesamowite rzeczy i będę mogła je wszystkie zamknąć pod szyldem #2016, na pewno bym nie uwierzyła.
Zaczęło się niewinnie, od koncertu Adama Lamberta, który wyczekiwany przez tyle lat uświadomił mi, że nigdy nie warto rezygnować z marzeń.
Ledwo odetchnęłam, a ten człowiek dał mi kolejny powód do tego, żeby się nie poddawać - zaskoczył mnie swoją obecnością z Queen w Oświęcimiu, zaledwie dwa miesiące od wcześniejszego koncertu.
Nie mogłam być bardziej wdzięczna, ale wciąż do końca nie wiedziałam, jak mam traktować te wydarzenia. Rozmyślałam o tym przez wakacje, w międzyczasie organizując niesamowity zlot polskich Glamberts i spotykając się na kilka cudownych dni z Nelly i Maroną w Warszawie, prawie całkowicie spontanicznie.
Rok upływający na samych przyjemnościach i dobrej zabawie, pomyślicie. Może i tak, ale wewnętrznie było to też ogromne zmaganie się z samą sobą. Szukanie opcji, zastanawianie się, czego ja chcę. Przy tym wszystkim kpop, jako miły dodatek do codziennego życia przez długi okres studiów, zszedł na dalszy plan. Zrozumiałam, ze pragnę czegoś więcej niż wpatrywania się w synchroniczne układy coraz to nowych zespołów. Zrozumiałam, że żaden z tych bandów nigdy nie dał mi takiej siły do parcia naprzód jaką dał mi Adam Lambert.
Złożyłam więc papiery do szpitala zgłaszając się na praktykę na tamtejszym oddziale psychiatrycznym. Jestem tam już drugi tydzień i muszę przyznać, że dawno nie czułam się tak szczęśliwa, tak doceniana. Poczucie, że to co robię ma sens, że mogę dać coś od siebie innym, że pacjenci mnie lubią, a personel i moja opiekunka są ze mnie zadowoleni, jest po prostu bezcenne. Niedługo kończę praktyki i planuję kolejne, również na takim oddziale w miasteczku obok. Zbieram bibliografię do pracy magisterskiej, której pisanie nie przeraża mnie już, ale nastraja pozytywnie. Za namową Nelly (której wiecznie będę za to wdzięczna), napisałam do Ośrodka Kultury, aby na nowo zająć się teatrem, czyli czymś co na równi z czytaniem dawało mi siłę już od szkoły podstawowej. Myślę o podyplomówce z form teatralnych, zastanawiam się nad klubem książki i klubem filmowym. Jest tyle do zrobienia.
Swoją przyszłość zawodową chcę wiązać z psychologią kliniczną, chcę być jak najbliżej tego, co mnie pasjonuje, czyli leczenia zaburzeń psychicznych. Po praktyce szpitalnej nie wyobrażam sobie gnuśnienia w gabinecie, szkole czy jakiegokolwiek coachingu. Chciałabym jednak, żeby w moim życiu znalazło się miejsce na teatr, czyli na coś, co było dla mnie bardzo ważne, ale po rozpoczęciu studiów z tego zrezygnowałam. Chcę to odnowić, odświeżyć. I zrobię to.
Ten rok i przede wszystkim spełnienie marzenia, po którym "będę mogła umierać" pokazał mi, że wszystko jest możliwe jeśli się bardzo chce i jeśli się do tego dąży. Zawsze zazdrościłam ludziom, którzy np. ćwiczyli taniec od dziecka i jasno wiedzieli, co będą chcieli robić. Teraz sama już wiem. Psychologia kliniczna. Teatr. Jedno nie wyklucza drugiego, a przecież nie można żyć szczęśliwie robiąc tylko połowę tego, czego się chce, prawda?

Ten blog również się teraz zmieni. Pewnie stracę przez to czytelników, może nie zyskam nowych. Ale od początku miał być moim pamiętnikiem, a w pewnym momencie stał się kpopowym vortalem. Ponieważ moje zainteresowanie nowinkami spadło i nie ogarniam już nowych zespołów, a większość starych się rozpada uznałam, że tak będzie najlepiej. Przepraszam i dziękuję, że byliście ze mną.