wtorek, 27 września 2016

Zmiany, zmiany...

Człowiek zmienia się cały czas, mówią niektórzy. Naukowcy twierdzą, że zmieniamy się na okrągło i co dziesięć lat jesteśmy właściwie całkiem inną osobą. Widzę to po sobie. Widzę jak się zmieniam. Teraz, stojąc u progu dorosłości i samodzielności czuję się całkiem innym człowiekiem niż niecałe pięć lat temu, kiedy wchodziłam w mury swojej uczelni po raz pierwszy.
Dziewczynka świeżo po maturze, której dwójki z chemii przekreśliły marzenia o psychiatrii. Zniszczone, prostowane do oporu, farbowane na ciemno włosy. Przerażona, wystraszona, w ciemnych ciuchach. Początkowo kompletnie nie wiedząca, co robi na tym korytarzu, wśród pewnych siebie ludzi.
Dziewczynka z wieloma marzeniami, ale zbyt nieśmiała by je spełniać.
Taka byłam. Mimo otwartości i towarzyskości, teraz jak na dłoni widzę, że bałam się podejmować decyzje, które wymagałyby ode mnie czegoś więcej. Bałam się ruszyć z komfortowego miejsca. Dopiero w pewnym momencie wszystko pomknęło jak strzała. Poznałam wielu ludzi, zaczęłam organizować zloty, jeździć na koncerty. Niby nic wielkiego, ale bardzo mi to pomogło. W uwierzeniu w siebie, w poświadczeniu samej sobie, że coś umiem, że do czegoś się jednak nadaję.
Zaczęłam się uczyć. Psychiatria nie była już osiągalna, ale psychologia kliniczna stała wręcz otworem. Skrycie marzyłam o tym, że pewnego dnia będę pracować w szpitalu psychiatrycznym. Większość ludzi z mojego roku jak i wykładowców patrzyło na mnie dziwnie, gdy zapytana o tym mówiłam. Byłam wciąż stremowana, ale brnęłam do celu. Po cichu, powoli.
Aż nadszedł rok 2016 i wszystko zaczęło się zmieniać.

Gdyby ktoś mi powiedział, że przeżyję tak niesamowite rzeczy i będę mogła je wszystkie zamknąć pod szyldem #2016, na pewno bym nie uwierzyła.
Zaczęło się niewinnie, od koncertu Adama Lamberta, który wyczekiwany przez tyle lat uświadomił mi, że nigdy nie warto rezygnować z marzeń.
Ledwo odetchnęłam, a ten człowiek dał mi kolejny powód do tego, żeby się nie poddawać - zaskoczył mnie swoją obecnością z Queen w Oświęcimiu, zaledwie dwa miesiące od wcześniejszego koncertu.
Nie mogłam być bardziej wdzięczna, ale wciąż do końca nie wiedziałam, jak mam traktować te wydarzenia. Rozmyślałam o tym przez wakacje, w międzyczasie organizując niesamowity zlot polskich Glamberts i spotykając się na kilka cudownych dni z Nelly i Maroną w Warszawie, prawie całkowicie spontanicznie.
Rok upływający na samych przyjemnościach i dobrej zabawie, pomyślicie. Może i tak, ale wewnętrznie było to też ogromne zmaganie się z samą sobą. Szukanie opcji, zastanawianie się, czego ja chcę. Przy tym wszystkim kpop, jako miły dodatek do codziennego życia przez długi okres studiów, zszedł na dalszy plan. Zrozumiałam, ze pragnę czegoś więcej niż wpatrywania się w synchroniczne układy coraz to nowych zespołów. Zrozumiałam, że żaden z tych bandów nigdy nie dał mi takiej siły do parcia naprzód jaką dał mi Adam Lambert.
Złożyłam więc papiery do szpitala zgłaszając się na praktykę na tamtejszym oddziale psychiatrycznym. Jestem tam już drugi tydzień i muszę przyznać, że dawno nie czułam się tak szczęśliwa, tak doceniana. Poczucie, że to co robię ma sens, że mogę dać coś od siebie innym, że pacjenci mnie lubią, a personel i moja opiekunka są ze mnie zadowoleni, jest po prostu bezcenne. Niedługo kończę praktyki i planuję kolejne, również na takim oddziale w miasteczku obok. Zbieram bibliografię do pracy magisterskiej, której pisanie nie przeraża mnie już, ale nastraja pozytywnie. Za namową Nelly (której wiecznie będę za to wdzięczna), napisałam do Ośrodka Kultury, aby na nowo zająć się teatrem, czyli czymś co na równi z czytaniem dawało mi siłę już od szkoły podstawowej. Myślę o podyplomówce z form teatralnych, zastanawiam się nad klubem książki i klubem filmowym. Jest tyle do zrobienia.
Swoją przyszłość zawodową chcę wiązać z psychologią kliniczną, chcę być jak najbliżej tego, co mnie pasjonuje, czyli leczenia zaburzeń psychicznych. Po praktyce szpitalnej nie wyobrażam sobie gnuśnienia w gabinecie, szkole czy jakiegokolwiek coachingu. Chciałabym jednak, żeby w moim życiu znalazło się miejsce na teatr, czyli na coś, co było dla mnie bardzo ważne, ale po rozpoczęciu studiów z tego zrezygnowałam. Chcę to odnowić, odświeżyć. I zrobię to.
Ten rok i przede wszystkim spełnienie marzenia, po którym "będę mogła umierać" pokazał mi, że wszystko jest możliwe jeśli się bardzo chce i jeśli się do tego dąży. Zawsze zazdrościłam ludziom, którzy np. ćwiczyli taniec od dziecka i jasno wiedzieli, co będą chcieli robić. Teraz sama już wiem. Psychologia kliniczna. Teatr. Jedno nie wyklucza drugiego, a przecież nie można żyć szczęśliwie robiąc tylko połowę tego, czego się chce, prawda?

Ten blog również się teraz zmieni. Pewnie stracę przez to czytelników, może nie zyskam nowych. Ale od początku miał być moim pamiętnikiem, a w pewnym momencie stał się kpopowym vortalem. Ponieważ moje zainteresowanie nowinkami spadło i nie ogarniam już nowych zespołów, a większość starych się rozpada uznałam, że tak będzie najlepiej. Przepraszam i dziękuję, że byliście ze mną.

piątek, 19 sierpnia 2016

Spotkanie Glamberts Sierpień 2016, Kraków (hosted by Glam Cave)

Pomimo wielu trudności jakie napotkało na swojej drodze na "dzień dobry", Glam Cave postawiło na swoim i zawzięło się, aby przygotować coś niesamowitego. I tak krakowskie Spotkanie Glamberts nie odbyło się w galerii czy pierwszym lepszym miejscu. Ale o tym za chwilę.

Zlot planowałyśmy długo, bo właściwie od koncertu na Torwarze czułyśmy, że musimy się spotkać w tym roku. Po LFO to pragnienie tylko wzrosło, ale pojawiły się też schody. Chciałyśmy zrobić spotkanie w całkiem innym stylu niż zwykły zlot - wynająć lokal, puścić muzykę, itp. Niestety, choć na początku wiele osób deklarowało, że zapłaci 20zł za bilet, tłum powoli się wykruszał i byłyśmy zmuszone wycofać się z pomysłu. Zostałyśmy więc przy standardowym spotkaniu się, ale...postanowiłyśmy zrobić ludziom małą niespodziankę.
Przed zlotem obowiązkowa kawka organizatorek ♥
cr: Krewetka
cr: Krewetka
cr: Krewetka
cr: Krewetka
Miałyśmy ze sobą masę rzeczy, które musiałyśmy zatargać na Grodzką 42, do pubu, który był właśnie niespodzianką dla uczestników. Miejsce z naprawdę fajnym klimatem zrobiło się jeszcze bardziej klimatyczne, gdy go odpowiednio przystroiłyśmy.
Taki widok + muzyka słyszalna aż na główna ulicę (pub znajduje się w sieni) witał naszych zlotowiczów.
cr: Norbert
cr: Norbert
cr: Norbert
Ta pamiątka zlotu już raczej tam zostanie ♥ /cr: Nelly
Dla zmyłki, żeby ludzie się nie dowiedzieli za wcześnie o naszym prezencie, zorganizowałyśmy zbiórkę pod pomnikiem Adama Mickiewicza. Najpierw poszliśmy w stronę filharmonii, gdzie powstały grupowe zdjęcia.
Szkoda tylko, że nie wszyscy się do nich ustawili. /cr: Krewetka
Po jakiejś godzince, kiedy dołączyło jeszcze kilka osób, zaczęłyśmy mydlić zlotowiczom oczy, że idziemy szukać spokojnego miejsca, gdzie można posiedzieć. Dostałyśmy masę propozycji na kafejki, no ale "nie, nie, Pati chyba ma coś na oku", bo przecież nie chcesz psuć innym niespodzianki (Unda, pozdrawiam ♥).
W końcu, dotarłyśmy do naszego lokum i widziałam po oczach ludzi, jak bardzo są w szoku. Poproszony o to barman, puścił muzykę odpowiednio wcześniej i zrobił się naprawdę niesamowity klimat.
Niedługo potem zaczęłyśmy robić quiz z dość trudnymi pytaniami. Trzy osobę miały tu szansę na nagrodę, gdzie za pierwsze miejsce był to śliczny plakat zaprojektowany przez Nelly. Bezapelacyjnie wygrał go Norbert.
Norbert z nagrodą i...wachlarzykiem Killer Queen /cr: Norbert
Potem był czas na rozmowy, taniec i wspólne zdjęcia. Wielu z nas się w końcu zna od dłuższego czasu, a to było pierwsze spotkanie kiedykolwiek bądź pierwsze od dawna. Trzeba to było wykorzystać.
cr: Klaudia
cr: Nelly
cr: Asia
cr: Asia
cr: Norbert
cr: Norbert
cr: Nelly
cr: Nelly
Cza uciekł w mgnieniu oka - ludzie powoli zaczęli się wykruszać, aż w końcu zostało nam tylko sprzątanie. Potem wybyłyśmy na dworzec, gdzie większość nocy spędziłyśmy siedząc w jedynej otwartej knajpce.
A tu już zaczepnie spoglądał na nas ze zdjęcia pan podejrzanie podobny do Neila
Nelly już bez makijażu casual af + Neil w tle /cr: Nelly
I doładowanie się!
Noc mijała nam na dziwnych rozmowach z Maroną (ciotka, pozdro ♥), więc było śmiesznie i ciekawie. Ale niestety, wszystko co dobre się kończy, tak i te godziny umknęły dość szybko. Z żalem przyszło się rozejść, a potem próbować nie zasnąć w środkach transportu do domu.
Straszliwie obtarły mnie buty, ale bawiłam się fantastycznie! Samo spotkanie jak i frekwencja (15 osób bez organizacji) przeszła nasze oczekiwania! Było cudownie! Już teraz wiemy, że na tym nie przestaniemy i planujemy kolejne, jeszcze cudowniejsze spotkania w innych miastach. Możecie więc być pewni, że któregoś dnia i Wy będziecie mieć okazję pojawić się na imprezie Glam Cave.
Już po: plakat zlotu, pamiątka i urodzinowy prezent od moich kochanych Ezji i Sany ♥
Na zakończenie, obejrzyjcie imprezę na vlogu Nelly, nagrywała sporo!

Jeszcze raz serdecznie dziękuję, Glamily i dziękuję moim kochanym dziewczynom z Glam Cave!
Obyśmy były coraz mocniejsze! Kocham u wszystkich ♥

czwartek, 21 lipca 2016

Koniec sądowych sporów Krisa i Luhana z SM! Kontrakty wygasną w 2022

Po dwóch latach nareszcie można wyjęczeć coś podobnego do uff. Kończy się dziś bowiem pewna era. 
19 czerwca prawnicy Krisa i Luhana wystąpili o porozumienie stron, na które przystali przedstawiciele prawni SM Entertainment. Co to oznacza dla chłopaków?

 

* Będą mogli promować się bez obaw na całym świecie wyłączając Japonię i Koreę Południową (gdzie agencja ma największe wpływy).

* Będą mogli powierzyć swoje interesy osobom trzecim (czyli legalnie stać się podopiecznymi jakiejś innej agencji).

Kontrakty chłopaków wygasną całkowicie w roku 2022. Do tego czasu są oni zobowiązani regularnie płacić pewną kwotę swojej byłej agencji, co wygląda sprawiedliwie - za samo wypromowanie chłopaków u siebie coś im się należy.

Oficjalne oświadczenia Studio Krisa i Luhana można przeczytać kolejno TUTAJ i TUTAJ.




Według mnie wszystko wygląda w porządku i jestem z tego powodu bardzo zadowolona. A wy, co sądzicie?

wtorek, 21 czerwca 2016

LIFE FESTIVAL OŚWIĘCIM - QUEEN + ADAM LAMBERT - 19.06.2016, Oświęcim! ♥

Zacznę od tego, że to był mocny, intensywny weekend. W dodatku chyba najdłuższy w moim życiu. I to nie pod względem ilości wolnych dni, ale raczej pod względem ciągnącego się jak wosk czasu. Jeśli macie ochotę zobaczyć, gdzie mnie wywiało, to poglądowo wstawię zdjęcie. Albo kilka.
To się może wydawać śmieszne, ale kiedy Queen grali we Wrocławiu, nie miałam jak się tam dostać. Kraków jakoś tak przeleciał, że nawet ledwie to zauważyłam. Ale przed Oświęcimiem tak sobie pomyślałam: znam piosenki, mam nawet wśród nich ulubieńców, dlaczego by nie? Po koncercie Adama stwierdziłam, że jednak się nie uda, ale niecały miesiąc przed zaczęło mi szaleć serducho. Zrobiłam wszystko, zdobyłam bilet na płytę, ale...coś mi wadziło w tym układzie, ja nie wiem, może to ta odległość. Bliska osoba miała szansę jednak zdobyć zaproszenia na Red Zone (strefę pod sceną)  i do końca trzymałam kciuki, gdyż umówiłyśmy się wtedy na podmianę. I jakimś wielgachnym cudem udało się! Praktycznie w ostatniej chwili, gdy już myślałyśmy obie, że po wszystkim i że jednak dostanie płytę.
byebye, płyto, see u never :*
Dlatego z całego mojego serca pragnę podziękować tej kochanej istotce, która obdarzyła mnie takim szczęściem. Bez niej nic bym nie widziała, a poza tym zmarnowałby się naprawdę elegancki bilet (z płyty serio nic nie byłabym w stanie zobaczyć z moim wzrokiem XD i nawet nie byłoby czasu żeby komuś opchnąć - wiem, bo próbowałam swój).
Dobra, przebrnęłam.
A teraz o Panu w koronie.
Jak wiecie (albo i nie), jestem fanką Adama od jakichś sześciu lat, czyli właściwie od początku jego kariery. Niesamowitym jest patrzeć, jak człowiek stawiający pierwsze, choć bardzo zdecydowane kroki w show biznesie, z dnia na dzień staje się większy i większy. Pod względem popularności, projektów, ambicji, charyzmy, umiejętności, właściwie wszystkiego. Występowanie z Brianem Mayem i Rogerem Taylorem to dla niego, o czym sam niejednokrotnie wspominał, wielki, ogromny zaszczyt. Fani dobrej muzyki również będą zaszczyceni obserwując Lamberta na scenie z Queen, bo to jest prawdziwa magia, prawdziwa niesamowitość.
Adam nie stara się za żadne skarby na świecie zastąpić czy podrobić Freddiego Mercury'ego. Sam to zresztą nieraz podkreślał. I to widać od razu, Adam jest rewelacyjny, ale jest sobą. Jest sobą, a nie kopią Legendy. A dzięki byciu sobą, teatralnym, prowokującym, charyzmatycznym Adamem Lambertem, sam ma szansę kiedyś stać się legendą.
Ale nie o tym teraz, to miała być relacja, a ja już sama nie wiem, co się z tego robi.
Żeby było śmieszniej, Adam też nie wie.
Od razu napiszę, że z jakiego dziwnego powodu, którego nie znam, nie wyobrażam sobie słuchania (jak niektórzy to robią) utworów Queen w wykonaniu Adama na mp3. Jak wspominałam, uwielbiam Adama, jest naprawdę niesamowitym wokalistą, ale...to nie do końca to. Piosenki Queen bez głosu Freddiego jakoś nie mają tego czegoś.
(oboże, co za gderający człowiek ze mnie)
Dobra, może przejdźmy do tego, że jedną z moich życiowych ambicji było zobaczenie na żywo TEGO.
Taak, Adam w koronie dominuje (tsaa...) ten post (i tylko jego), gdyż ten outfit jest moją życiową obsesją. Dlatego kiedy na We Will Rock You podszedł do końca wybiegu tym majestatycznym krokiem, wyglądając tak niesamowicie dostojnie, brakło mi tchu. Świat obok przestał istnieć. Nie byłam w stanie płakać, bo to była chyba najpiękniejsza chwila mojego życia, ale po raz pierwszy poczułam, że nie istnieje nic poza mną w trzecim rzędzie i Adamem trzy metry dalej. Ocknęłam się, gdy wrócił na scenę. Zdałam sobie sprawę wtedy z tego, że koleżanka mnie trzyma, żebym nie upadła. Miałam nogi jak z waty! Nawet nie potrafię powiedzieć, co to było i dlaczego ten człowiek w koronie na głowie działa na mnie tak bardzo i tak mocno. Ja wiem, że jego piękna nie odda żadne zdjęcie, że pełni jego fenomenalnego głosu nie usłyszy się na żadnym albumie, no ale to już chyba przesada. Mózgu, let it go, ok?

Ponieważ uspokoiłam się na tyle, że mogę zacząć normalną relację (może powinnam to tam na górze spiąć jakąś klamerką, bo jakiś mega-prolog z tego wyszedł...), to lecimy!
W sobotę popołudniu pojechałam do Krakowa, żeby spotkać się z moją kochaną Nell (tą od zlotu - KLIK i spotkania po latach - KLIK). Koteczku, jeśli to czytasz, jeszcze raz serdecznie dziękuję za dach nad głową przez ten weekend i za wszystko inne ♥
Tak więc, odpoczęłam trochę po podróży i ruszyłyśmy na miasto. Naszymi celami był mały spacer (nie, nikogo nie szukałyśmy, wcaale XD) i wyprawa do mocno zakręconej miejscówki - DZIÓRAWEGO KOTŁA. Każdy fan Harry'ego Pottera poczuje się tam jak w domu.
Kremowe piwo jest rewelacyjne, a czaderskie nazwy deserów w menu sprawią, że zaczniecie dusić się ze śmiechu (muffinie, któryś przeżył - tak, to do ciebie!)
W lokalu nie da się nudzić - z głośników sączy się soundtrack znany z filmów HP, dekoracje robią klimat, a jakby tego było mało, można pograć w gry planszowe, poczytać tajemne księgi albo rozegrać kilka plansz Mario Brosa na konsoli!
Powrót do dzieciństwa w wielkim stylu!
Choć piwo kremowe nie było nawet bezalkoholowym chmielowym napojem, po wyjściu z tej rewelacyjnej miejscówki czułyśmy się jak po kilku głębszych. Znacie to uczucie, gdy idziecie Grodzką, wokół pełno ludzi, a wy bez skrępowania śpiewacie na głos Who Wants To Live Forever i zaśmiewacie się do łez z dziwnych rzeczy? Tak, było nam aż tak wesoło!
Po drodze trafiłyśmy na psychodeliczny sklep.
I zakupy z Kuchni Świata!
Po takim spacerku niedzielny poranek był nam niestraszny. Ogarnięcie się, śniadanko i na dworzec, gdzie miałyśmy problem ze znalezieniem właściwego autobusu, wiec pytanie: Jedzie pan do Oświęcimia? jak najlepiej podsumowuje te momenty.
Na szczęście wkrótce znalazłyśmy właściwy autobus, więc kryzys został zażegnany.
Na miejscu była masa spotkań z ludźmi dawno niewidzianymi (w końcu to prawie całe dwa miesiące) i zawieranie nowych znajomości. Ogólnie byłoby świetnie gdyby nie upał.
Tacy pozytywnie zakręceni ludzie jak Monika i Daria sprawiają, że ciężko się nie uśmiechnąć :D ♥
A tak wyglądał program występów. Baardzo intensywnie!
Właściwie dopiero na Taco Hemingwayu publiczność zaczęła się skupiać na tym co się dzieje na scenie. Zresztą, w tamtym momencie nie było tych ludzi wiele. Za to zespoły występujące naprawdę pokazały klasę i przyjemnie się ich słuchało. Naszą uwagę przykuła zwłaszcza niesamowita Ninet Tayeb z Izraela, dziewczyna swoim głosem po prostu wymiata! Sprawdźcie ją!
Potem na scenę wyszli Perfect i panowie naprawdę dali mocnego, dobrego czadu. Publiczność się rozszalała i rozśpiewała, a na ziemię spadły pierwsze tego wieczora krople deszczu.
A z tym było coraz gorzej. Ulewa wytrzymała co prawda do końca koncertu legendarnego polskiego zespołu, ale na początku występu Queen rozpadało...nie, rozlało się na dobre.

Rozumiem, Adam, pióra, buty, high-notesy, ale popatrzcie jak pada! 

O samym koncercie wbrew pozorom będzie krótko, gdyż nie istnieją w polskim języku słowa, które dokładnie by go opisały. W każdym razie, to był fenomem! Widownia pękała w szwach, Adam i Brian olali deszcz zupełnie, paradując po wybiegu (co cieszyło, nie powiem, bo miałam właśnie tam miejscówkę).
Kiedy Adam chlusnął w widownię szampanem ze swojego kielicha na Killer Queen, po dwóch sekundach zaczęło padać jeszcze mocniej. Nikogo to jednak nie zraziło. Ludzie wyciągnęli peleryny przeciwdeszczowe i bawili się dalej. Zwróćcie też uwagę na filmiku powyżej, jak Adam biegnie po wybiegu, żeby się nie poślizgnąć XD
W ogóle, co się działo na KQ to już osobna historia.
No właśnie...

Brian, Brian, Brian, rany, jak Brian szeroko się uśmiechał widząc rozbawioną widownię. Nie dość, że mówił pięknie po polsku, to jeszcze zrobił sobie selfie z tłumem.
Roger jak zawsze zaśpiewał Kind of Magic, ale w sumie chciałabym się tutaj odnieść do słów, które powiedział przed koncertem dla radia RMF FM:
Każdy może wybrać, czy kupi bilet na nasz koncert, czy nie. Jeśli ktoś nie może zaakceptować Queen bez Freddiego, po prostu nie musi kupować biletu. My naprawdę robimy wszystko, co w naszej mocy, kochamy swoją pracę, kochamy muzykę.
Niestety w pierwszych rzędach było kilka osób, które zupełnie nie kryły się ze swoim brakiem sympatii dla Adama. Zaznaczam, że byli to starsi, dorośli ludzie, w dodatku w koszulkach QUEEN + Adam Lambert. Zrobiło się niemiło, gdy jedna z tych osób próbowała wciągnąć resztę w bardzo dziecinną i nienormalną akcję. Naprawdę, zawsze jest mi przykro, kiedy muszę upominać ludzi sporo starszych ode mnie.
Więcej o nieprzyjemnych sytuacjach, ale i więcej o miłości na festiwalu znajdziecie na kanale Nellhatesyou.
Jeśli chodzi o nagrywanie, za bardzo bałam się o mój telefon w tej ulewie, żeby robić to często. Oprócz filmiku wyżej z Somebody to Love, udało mi się nagrać fragment I Want It All i chciałam także nagrać Bohemian Rhapsody, ale wyciągniecie telefonu w tamtej części koncertu byłoby dla niego śmiercią przez utonięcie. Dlatego też nie mam zdjęć Adama w koronie, choć najpiękniejsze momenty, czyli te, w których wszystko dookoła zblakło, na zawsze zostaną w moim sercu.
Na tym koncercie było wszystko: wspaniała muzyka, niesamowity wokal Adama (ten moment Bohemian Rhapsody, kiedy śpiewał wraz z Freddiem, którego wykonanie puszczono na telebimach sprawił, ze miałam po prostu ciarki na plecach), genialna, żywiołowa widownia, niesamowite lasery tworzące przez padający deszcz morze brokatu w powietrzu oraz tony konfetti na zakończenie.
Po tym wszystkim aż drżałam z emocji, które mną zawładnęły.

Szybkie pożegnanie z ludźmi, żeby zdążyć na dojazd, ucieczka z deszczu, Queen w głośnikach całą drogę do Krakowa i padnięcie nieżywą na łóżko.

To był mój pierwszy festiwal muzyczny i mam po nim bardzo dobre wrażenia. Był to też pierwszy koncert plenerowy, na którym zmokłam. Choć mam wrażenie, że nigdy wcześniej nie zmokłam aż tak bardzo.
Na koniec chciałam jeszcze raz podziękować serdecznie wszystkim ludziom, którzy potrafili się zachować i zadbać o wspaniałą atmosferę, bo przecież było nas ostatecznie więcej niż tych wszystkich krzykaczy. Pragnę podziękować Pani, której chłopak podwiózł mnie i Nell pod halę z dworca w Oświęcimiu, ludziom, którzy użyczyli mi powerbanków, kiedy czekałam na koleżankę z biletem, a bateria była na wykończeniu, dziewczynom ze staffu LFO, które pożyczył mi długopisu oraz ludziom, którzy odwieźli nas z powrotem do stolicy małopolski po skończonym koncercie. Jestem Wam wszystkim niesamowicie wdzięczna.

Reszcie osób chcę powiedzieć tylko tyle - każdy ma swoje własne zdanie, ale żeby mieć je czym poprzeć, trzeba to przeżyć. Dlatego IDŹCIE NA QUEEN+Adam Lambert! Jeśli tylko macie okazję, posłuchajcie wielkich hitów w wykonaniu Lamberta, być może akurat przypadną Wam do gustu. A jeśli nie, jak powiedział Roger:
Jeśli ktoś nie może zaakceptować Queen bez Freddiego, po prostu nie musi kupować biletu.
Najpierw jednak rzeczywiście radziłabym kupić bilet, żeby po prostu się przekonać. Czy warto? Jeszcze jak!

PS. Na koniec pragnę podziękować Panu Adamowi Lambertowi, bo w najśmielszych snach nie przypuszczałam, że zobaczę tą piękną twarz i usłyszę ten niepowtarzalny głos aż dwa razy w tym roku. Niszczysz mi życie, ale kocham sposób, w jaki to robisz. Dziękuję ♥
Panie doktorze, języki Panu skaczą! ♥
_
Przeczytaj także:
ADAM LAMBERT The Original High Tour in Europe - 30.04.2016, Warszawa! ♥