poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Kilka tegorocznych zdjęć.

Witajcie. Dzisiaj będzie w ogóle nie na temat, ale fanów moich starszych postów odnośnie wakacji/inspiracji zapraszam na przegląd kilku fotografii powstałych w tym roku.

W lutym nasza brać studencka postanowiła zorganizować sobie kulig na Wierchomlę. Pogoda na śnieżne ekscesy idealna, chęć rozerwania się po sesji jest, no to na co czekamy?
Osoby lubiące moje babeczkowe wypieki mogły się pozachwycać, gdy seria ich próśb sprawiła, że zabrałam ze sobą małe słodkie co-nieco :3
Jak widzicie, warunki na kulig idealne.
Właściwie dopiero w autobusie dowiedziałam się, że do dyspozycji będziemy mieć tylko jedne duże sanie i kilka par małych saneczek. Większość była podniecona, ale ja pamiętając doskonale co działo się w szkole podstawowej na takim kuligu, nie byłam zachwycona. Mimo to, wyszło lepiej niż się spodziewałam, chociaż pod koniec trasy ciągnięta przez upadającą koleżankę dałam nura w zaspę, a płoza saneczek przejechała mi po kostce.
Zimno, ale fajnie :)
Taaa...
Po około 45 minutach dotarliśmy do schroniska, w którym mogliśmy się ogrzać i poczekać na przygotowanie ogniska. Na stół poszły także różnorodne alkohole, które nie zostały jeszcze wypite w autokarze XD
Wysoko...w połowie drogi mój smartfon radośnie powitał SMS głoszący "Witamy na Słowacji! Korzystaj z roamingu..."
Po chwili na odmarznięcie przyszedł czas aby wyjść na dwór i upiec kiełbaski - po drodze na ognisko zachwyciły mnie górskie widoki.
Kiełbasa już dawno mi tak nie smakowała jak wtedy... Wracając saniami, zaśmiewaliśmy się do łez z żartów i na głos śpiewaliśmy znane czy też biesiadne polskie piosenki. Można sobie wyobrazić, jak łatwo i szybko zasnęłam tego wieczora. To był wspaniały dzień.

Co jeszcze w ostatnich miesiącach mnie zachwyciło? Moje rodzinne miasto, w którym odkąd zaczęłam chodzić z telefonem w gotowości, co rusz odkrywam coś nowego.
~*~
Z cyklu: k-pop wszędzie! XD

Zimowe miesiące zostawiamy za sobą, idzie wiosna, pora na trochę zieleni. Na początek, las obok mojego domu.
To miejsce powstało stosunkowo niedawno. Ziemia zaczęła się osuwać i wiele procent lasu, który znałam przestało istnieć. Teren jest zagrodzony i wiszą ostrzeżenia. To bardzo dobrze. Jednakże, widoki są tam naprawdę cudowne.

Teraz trochę fotek z małego wypadu, jaki miałam okazję przeżyć wczoraj przez potrzebę dostania się do Grybowa.
Piękna cerkiew z dzwonnicą to pierwsze miejsce, które zachwyciło mnie po drodze. Niestety, nie pamiętam nazwy miejscowości, chyba Bogusza.
Mój tata nalegał, żebyśmy wybrali się na zaporę, którą budował ponad 20 lat temu. Od tego czasu wiele się zmieniło i obiekt nie jest dostępny dla cywilów ale widoki są piękne, więc spójrzcie ze mną.
Zapora od strony Ropy oraz mini rezerwat przyrody.
Odgłos szumiącej wody, cisza i spokój naprawdę zachęcają do przycupnięcia na chwilę i zapomnieniu o problemach życia codziennego.
O faunie można było co najwyżej przeczytać, ale wspaniałe formacje skalne wielokrotnie większe od człowieka oraz horyzonty otoczone zewsząd pobliskimi górami zrobiły swoje: piękno okolicy zapiera dech w piersiach!
Jedziemy dalej - tym razem zapora od strony Kimkówki, czyli widok na jezioro Klimkowskie, które jest dużo bardziej ciekawe niż myślicie. Powstało ono na terenach kiedyś zamieszkałych przez ludzi - żeby je stworzyć, trzeba było nie tylko zbudować nową drogę wyżej i przenieść domy. Ten sam los czekał również cmentarz, kościół i cerkiew. Nie wiem z czego to wynikło, ale w każdym razie obecnie w Klimkówce mamy budynek, który jest zarówno parafią rzymsko-katolicką jak i kościołem prawosławnych.
Oto rzeczona świątynia.
Na jeziorze Klimkowskim rozgrywała się także jedna ze scen znanej powszechnie ekranizacji Ogniem i Mieczem.
Jezioro Klimkowskie.
Odbijając w lewo za zbiornikiem wodnym, nie tylko będziemy mieć do czynienia z niesamowitą panoramą miejscowości - droga ciągnie się przez ziemię wyglądającą na niczyją - w czasach okołowojennych, ludność tych terenów została ewakuowana poprzez zagrożenie powodziowe. Byli to głównie Łemkowie, których wioski wciąż istnieją w pewnej odległości.
Podobno co roku obchodzili oni rocznicę przesiedlenia zapalając ogniska, które nieraz tliły się i dwa tygodnie!
Teraz o jednej z takich miejscowości, czyli Kunkowej właśnie. Po przejechaniu tego znaku oczekujcie cofnięcia się w czasie o kilkadziesiąt lat. Mała wioska, z której wszędzie daleko z pięknymi cerkwiami, urzekającą zabudową i językiem rosyjskim na każdym kroku.
I to są fakty. Domki w tej miejscowości są wręcz jakby ze skansenu wyjęte, okolica jest potwornie cicha, a na tablicy ogłoszeń pojawiają się wypisane cyrylicą kartki. Nad domkami dominuje cerkiew o dachu ze złotej blachy, która wygląda jak pałac w tej zdumiewającej okolicy. Jeśli zatrzymasz samochód i wyjdziesz, obok języka polskiego usłyszysz rosyjski. Jest to naprawdę ciekawa mieszanka etniczna, a sama Kunkowa wydaje się być wręcz zapomniana przez świat.

Na dzisiaj to tyle. Mam do Was jeszcze małą prośbę: rozbudzajcie swoją ciekawość świata i rozejrzyjcie się po najbliższej okolicy, bo może to właśnie pod nosem macie coś, co naprawdę Was zaskoczy. Cześć!

1 komentarz:

  1. Woo też chcę mieś gdzieś koło siebie takie widoki !! Ehhh... no ale niestety, nie można mieć wszystkiego ( choć jak tak o tym myślę, to ja nie mam nic xD ) ognisko w zimie... na coś takiego jeszcze nie wpadłam, trzeba będzie kiedyś tak zrobić :D

    OdpowiedzUsuń