środa, 10 maja 2017

Muzyczny Przegląd: Long time no see, czyli zjemy to ciasteczko nad brzegiem oceanu czy nie?

Witajcie. Tak, wiem, że nie było mnie tu tysiące lat i blog porządnie się zakurzył, jednak ostatnio zauważyłam, ze nadal ktoś nabija wyświetlenia różnym postom, a komentarzy do moderacji miałam przynajmniej kilkanaście - i to sensownych! Usychając już z tęsknoty za blogowaniem postanowiłam na chwilę zerwać się ze smyczy (smycz w tym temacie, niee >.<) studenta. I naprawdę fajnie się słucha 4Funa ot tak, dla relaksu (zwłaszcza, odkąd puszczają kpop!). Można wyśledzić wiele nowości muzycznych, na których łapanie po sieci szary student nie ma czasu. Można też spotkać starych "znajomych". I chyba o tym właśnie jest ten post. Mniej więcej.

Powiem tak: znowu wpadłam po uszy i znowu przez 4Fun.tv (tam poznałam Adama xDD). W sytuacji, kiedy wydawało mi się, że spoważniałam i zaczynam wychodzić na dorosłych ludzi, było to dla mnie...istnym szokiem i objawieniem! No bo jak to tak, ostatni bieg przez płotki na studiach i koniec zniżek na pociągi coming soon, a ja znowu na fazie?! "Kto to widział takie rzeczy?" jak grzmiała niegdyś Grażyna Żarko po katolickiej stronie internetu.

Dobra, ale cofnijmy się do 2008 roku. Jakieś moje późne gimnazjum. Teraz to pewnie dziwnie zabrzmi, ale wtedy dość mocno lubiłam przesiadywać przed Disney Channel. I naprawdę popatrzę dziwnie na osoby, które mi powiedzą, że nie wyczekiwały premiery Camp Rock na tej stacji w październiku tamtego roku. No bo jak to tak! Toć to drugi High School Musical był! Nadal z rozrzewnieniem wracam do swojej kopii DVD (kupionej oczywiście w dniu premiery).
W każdym razie, tak zaczął się jakiś rodzaj relacji z Jonas Brothers i naprawdę, nie chcielibyście wiedzieć jakie fanfiki wtedy pisałam! Były płyty, teledyski, a Zac Efron potulnie zszedł ze ściany ustępując miejsca rockowym braciom. Nie wiem, na czym polega ta tendencja, ale zawsze miałam słabość do tych "z tyłu", dlatego też wsparłam swoją sympatię Jonasami o Kevina.

I tak to trwało przez jakiś czas, po czym wylądowałam muzycznie po drugiej stronie globu ziemskiego. Nawet nie wiedziałam, co konkretnie się dzieje u chłopaków, póki nie zobaczyłam średniego z Jonasów wijącego się na kolanach u stóp seksownej blondyny. To było uczucie lekkiego zażenowania zupełnie podobne do tego, jak gdybyście po latach poszli do klubu go-go i zobaczyli jedną z Waszych koleżanek z gimbazy trzęsącą tyłkiem w skąpej bieliźnie na wybiegu. Bo przecież Ania czy Kasia taka nie była, zawsze dobrze się uczyła i bluzkę na ostatni guziczek zapinała! A tu figa, bo Ania/Kasia była grzeczna na potrzeby środowiska, w którym ją poznaliście, czyli szkoły. I rogi pokazała dużo później. Zupełnie jak Joe.

Nie przedłużając już, z zażenowania przeszłam w zaciekawienie, a to uprzejmie podsycił i rozbudził internet zapoznając mnie w ten sposób ze świrniętym bandem DNCE, który pod dowództwem "starego znajomego z gimnazjum" zadebiutował na scenie w zeszłym roku.

Szybko im poszło ze mną, bo chyba nie minął nawet miesiąc, a ja już biegnę do Was z recenzją ich debiutanckiego albumu, który po prostu...roztapia mózg! W dosłownym tego stwierdzenia znaczeniu!
Zakręcony kwartecik tworzą: Joe Jonas na wokalu, Jack Lawless na perkusji, Cole Whittle na basie i Jinjoo Lee na gitarze. Fani kpopu pewnie zainteresują się ostatnim członkiem (a raczej członkinią), gdyż co i rusz wpycha ona w rozmowy słówka po koreańsku. Przyjemność z ich rozumienia - bezcenna!
Zresztą to nie jedyna smakowitość - muzyka tej grupy brzmi jak z Korei żywcem wyjęta (może dlatego mnie tak wzięło...). Internet uważa, że większość tych piosenek mogłyby wydać SHINee czy EXO, a ja to potwierdzam!
Zachęceni? Zaciekawieni? Rozpaleni do granic wytrzymałości?
To lecimy z recką!
Na wydawnictwie wypuszczonym w naszym kraju pod szyldem "zagraniczna płyta - polska cena" zmieściło się 14 kawałków, z których każdy jest godzien uwagi. Krążek otwiera megataneczny numer DNCE, który ma za zadanie wprowadzić nas w ten zwariowany świat. I udaje mu się to zaskakująco dobrze. Potem ostra jazda bez trzymanki (czyli serio Joe wijący się na podłodze!!), na parkiet wkracza Body Moves z gorącym i ociekającym seksem brzmieniem. Kolejny numer, Cake by the Ocean to jedna z tych piosenek, którą na pewnym etapie życia usłyszał każdy. Wszędzie. Kiedykolwiek. Choćby w reklamie Radia Eska szlajającej się w tv. Może i jednostrzałowiec, ale nabił "Diensiakom" trochę popularności. Idziemy dalej do....doktora, który na rosnącą obsesję poleca....siebie! Tak ze dwa razy dziennie! Doctor You to mocno zmysłowa piosenka, która po prostu ma to coś. I naprawdę fajny, chwytliwy refren. Następny utwór, Toothbrush to przyjemnie zagrana i zaśpiewana pioseneczka opowiadająca o początkach pewnego związku. Ładnie, ładnie! Next one, Blown wykonane w kolaboracji z Kentem Jonesem potrafi porządnie wejść w głowę i ostro w niej namieszać. I w dodatku ten bit kojarzący mi się ze stylem retro (a wiecie jak ja reaguję na retro! cios poniżej pasa!)! Good Day to piosenka przywodząca na myśl We Like To Party Big Bang i jakieś fajne ognisko w doborowym towarzystwie. Tym sposobem zwalniamy dochodząc do Almost, które, smutne i piękne, jest całkiem inne niż reszta płyty. Naked to znowu dziki lot w kosmos i po prostu mój ulubiony mózgotrzep! Całkowicie oszalałam na punkcie tej piosenki! Truthfully znów zwalnia rytm, ale tym razem jest to ballada opowiadająca o czymś pozytywnym. Teraz nie wolno się nam nakręcić negatywnie, bo Be Mean, to piosenka pikantna i pewnie wielu zaskoczy (tak! Ania/Kasia nie jest taka grzeczna i poważnie lubi się tak bawić!). Kolejny rytmiczny kawałek z tą ułomną harmonijką ustną, czyli Zoom naprawdę porządnie Was nakręci. I to tylko po to, żeby następny na krążku Pay My Rent porządnie wybujał i zmusił do zastanowienia się, czemu EXO serio nie śpiewa tej piosenki! Przecież to totalnie ich styl! (A swoja drogą, jej słowa są tak snobistyczne, że jest to najmniej lubiany przeze mnie numerek xD) Z albumem żegna nas ciekawie brzmiące Unsweet.

Jeśli chodzi o oprawę graficzną albumu, jest ona bardzo ciekawa. Sesja na terenie tej pięknej posiadłości zasługuje na brawa, a mnie jak zwykle dokucza jedynie niewielka liczba zdjęć.
Spragnionych czegoś więcej informuję, że zanim ukazał się pełen album, światło dzienne ujrzała EPka Swaay (czy też minialbum, jak kto woli), na którą wpadły cztery utwory, w tym Jinx, którego tutaj nie znajdziemy, a bezapelacyjnie zasługuje on na uwagę!
Ponadto, zespół ten możemy usłyszeć w piosence Rock Bottom, gdzie towarzyszą Hailee Steinfeld, we współpracy z Nicki Minaj dla utworu Kissing Strangers, a także w niedawno wydanym filmie LEGO Batman, do którego powstała nuta Forever!

Wydawnictwo DNCE promują teledyski do Cake by the Ocean, Body Moves i Toothbrush!
Mam nadzieję, że moje wypociny zaintrygowały chociaż kilkoro z Was, bo band jest naprawdę fantastyczny i serio chciałabym, żeby byli bardziej popularni. A może ktoś z Was już ich zna? Co sądzicie?
Czekam na Wasze głosy i obiecuję się pojawiać tu częściej. A teraz....idziemy wszamać to ciasteczko by the ocean? xD
_
Album można zamówić TUTAJ, a EP Swaay TUTAJ.


*-*-*-*
 Zobacz inne muzyczne przeglądy:
* NU'EST
* MAMAMOO
* Adam Lambert
* EXO
 *-*-*-*

1 komentarz:

  1. Fajna, rzetelna recenzja. Oby tak dalej :)
    Ja jakoś nigdy nie przepadałam za Jonasami i tymi gwiazdkami z Disney Channel. Nawet jak wyszedł Camp Rock lub albumy braci to nie czułam potrzeby słuchania ich, ale "Cake by the Ocean" nowego zespołu Joe'go mi się bardzo spodobał i czasami go sobie nucę na przemian z Harrym Stylesem :P

    OdpowiedzUsuń