wtorek, 25 marca 2014

MIYAVI Slap The World Tour 2014 - 23.03.2014, Kraków! ♥

Witajcie. Kolejny post Ważne dzisiaj... ukaże się na dniach. Musiałam oczywiście przesunąć tę datę z powodu cudownej niedzieli jakiej jeszcze nigdy wcześniej nie przeżyłam. Chodzi mi tu oczywiście o sam występ Miyaviego jak i o spotkanie wielu fajnych ludzi i przede wszystkim, masę zabawy.
Ale zacznijmy od początku.
Kraków przywitał nas dosyć pochmurnie, jednak porządnie rozlało się dopiero w poniedziałek rano. Na całe szczęście, chociaż z powodu remontu dworca i tak trochę zmokłyśmy idąc na stanowiska zastępcze.
W każdym razie, gdy przybyłyśmy, pogoda była względna. Zaraz po wyjściu z autobusu spotkałyśmy się z umówionymi wcześniej dziewczynami, które tego dnia były naszymi przewodnikami po, może niezupełnie, ale wciąż, obcym mieście. Plusem było to, że wszystkie szłyśmy na ten sam koncert i zdecydowanie było o czym pogadać.
Ponieważ do show wieczoru zostało jeszcze dosyć dużo czasu, postanowiłyśmy zacząć swoją przygodę w Lost Souls Alley, domu, czy raczej piętrze kamienicy, strachu. Każdemu koneserowi horrorów i creepypast polecam takie miejsce! Stylizacje pomieszczeń oraz aktorów były bardzo mroczne, a całość zahaczała o kultowe filmy grozy. Nie tyle się bałam, co byłam raczej podekscytowana, ale cała zabawa wywarła na mnie ogromnie dobre wrażenie. Bardzo fajne miejsce! Ze względu na to, że już niedługo mają całkowicie zmienić aranżację, na pewno wpadnę tam przy następnej wizycie w Krakowie!
Co było jeszcze ciekawe? A to, że przed wejściem do kamienicy, spotkałyśmy trzy dziewczyny, które bez ogródek spytały czy idziemy na Miyaviego. Po usłyszeniu pozytywnej odpowiedzi okazało się, że nasze koncertowe znajome kompletują ekipę do domu strachów właśnie. I tym oto sposobem było nas siedem (oszczędzanie - im większa grupa, tym mniej się płaci). Gdy stamtąd wyszłyśmy, znów się rozdzieliłyśmy. Tym razem poszłyśmy coś zjeść, a potem na Rynek, gdzie czekało nas spotkanie z kolejną towarzyszką.
Teraz już tylko złapałyśmy tramwaj i przespacerowałyśmy się parę minut.
Około godziny 17:00 byłyśmy pod Klubem Studio. O tej porze kolejka właściwie była żadna, chociaż schody były całkowicie oblężone. Za to wejście dla VIPów zostało już przepełnione oczekującymi, gdyż już za pół godziny mieli zacząć ich wpuszczać. Nie minęła chwila, a ja już spotkałam kilku znajomych z zeszłorocznego krakowskiego zlotu K-Popowców :D  Czas więc upłynął miło na pogawędkach.
Kiedy tylko zaczęto wpuszczać VIPy, udałam się do kolejki, coby jakieś sensowne miejsce mieć. Wraz ze znajomymi staliśmy właściwie koło schodów, więc nie było obaw, że potem będziemy się gnieździć przy wejściu. Kolejka robiła się coraz dłuższa, atmosfera napięta, a ja usłyszałam jedną z najfajniejszych fanowskich historii (myślę, że więcej o niej już niedługo). Aby jakoś podsycić radosne oczekiwanie, postanowiłyśmy strzelić kilka fotek.
Takie kółeczka można było otrzymać od ekipy ze Street Teamu, wystarczyło podejść. Z tyłu był tekst piosenki, którą zaśpiewaliśmy pod koniec koncertu Miyaviemu :D
Tak, tu już zdecydowanie miałam problem z normalnym trzymaniem telefonu. Ręce naprawdę trzęsły mi się z ekscytacji. Cóż, chyba ciężko się dziwić :D

Oczywiście, nie obyło się bez opóźnienia. Już kij z tym, że Meev przyszedł jakieś pół godziny po czasie. Wcześniej wszyscy pod klubem byli tak podjarani, że nie myśleli o niczym innym jak tylko o wejściu tam. To wszystko miało się zacząć o 18:00, a drzwi zostały otwarte grubo potem. Zaraz też ludzie z tyłu zaczęli niesamowicie przeć naprzód omal nie zgniatając tych stojących koło drzwi. Na szczęście jakoś doprowadzili się do porządku i potem było już tylko lepiej. Szatnia, łazienka i sala.
Teraz kiedy o tym piszę, mam wrażenie, że minęło z tysiąc lat, a nie dwa dni. Jak przez mgłę pamiętam moment wejścia na salę. Wiem, że tłum nie był duży, a mi nagle potwornie zaschło w gardle. Poczułam się też nieźle zestresowana, a że wszystkie gumy do żucia, których zabrałam masę (idealne są na takie momenty) zostawiłam w szatni, z wielką ulgą kupiłam kolejną paczkę w barze.
Mimo jeszcze niewielkiego tłumu zrobiło się strasznie gorąco, a napięcie wprost wisiało nad wszystkimi. Ustawiłyśmy się z lewej strony (patrząc z perspektywy widowni), co było dobrą decyzją. Najwięcej osób pchało się w środek, więc nie miałyśmy wcale źle.
Z Julią pod sceną, jakieś 40 minut przed koncertem.

Wspomnę teraz o czymś całkiem zabawnym. Niedawno, do kościoła, do którego chodzę przywieziono relikwie JP II i siostry Faustyny. Taa, co to ma wspólnego z koncertem? Cóż, zaraz przy wejściu, z tej okazji rozłożył się kramik z flagami, różnymi wisiorkami i książkami. W przypływie odruchu, kupiłam tam flagę Polski za śmieszne 3 złote z myślą Aaa, będzie na koncert. Przed koncertem dałam ją Julii, gdyż zostawiła swoje kółeczko w szatni. I wyszło z tego coś naprawdę dobrego.
Widzicie coś w czerwonym kółeczku po prawej? Tak, to nasza flaga. Odsprzedałam ją potem Julii słysząc, że niepozorny kawał szmatki ma szansę zobaczyć Teen Topy. Niedługo będzie tak sławna, że odkupienie jej będzie możliwe za jakieś 50 zł. A nie zapomnijmy, że była sprzedawana do celów wbicia w doniczkę wraz z papieską i położenia obok świętego obrazka. Jak to życie potrafi zaskakiwać XD

Wracając do tematu, mimo spóźnienia, Miyavi nie dał nam długo czekać. Już po chwili pojawił się na scenie w oszałamiających zeberkowych spodniach i białej koszulce. Na początek zaserwował utwór Day 1, co było chyba posunięciem najlepszym z możliwych, bo ta piosenka rozgrzewa samym rytmem. 
Fani także nie zawiedli. Śpiewali głośno wraz z nim, a po minie Meeva było widać, że bardzo się z tego cieszy. Koncert może i zaczął się później o to 25 minut, ale za to wydłużył się. Z tego co słyszałam, M&G było planowane na 21:30, a niemożebnie spocona, targana wszystkimi najlepszymi emocjami wyszłam z sali godzinę później. Miyavi zagrał nowe jak i starsze kawałki. Zaczął także mówić do widowni po polsku, co spotkało się z niesamowitą reakcją tłumu. 
Nazywam się Miyavi. Dobrze się bawicie? Ja się dobrze bawię. Z Jego słodziuchnym akcentem brzmiało to naprawdę wspaniale. Za serce ujął mnie moment, kiedy widownia zaczęła skandować Arigato, a On z ogromnym uśmiechem Dziękuję.
Także pożegnanie z fanami było wspaniałe. Jak już mówiłam, stałam z lewej strony i to była chyba najlepsza decyzja. Kiedy Meev podszedł i zaczął podawać fanom ręce, wyczułam swoją szansę. Był tak cholernie blisko, szczęśliwy i uśmiechnięty. Patrzyłam na Jego zlaną potem buźkę szczerząc się jak głupia i wyciągnęłam dalej dłoń. 
Strzał w dziesiątkę.
Moja dłoń była już zaledwie milimetry od Jego, kiedy zobaczyłam te szczupłe palce zmierzające w moim kierunku, a potem poczułam ich dotyk na swoich palcach. W tej chwili naprawdę myślałam, że zwariuję.
Pamiętam nawet, co pomyślałam. 
Kurwa, On mnie dotknął. Miyavi mnie dotknął.
Po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że płaczę. Patrzyłam na swoją dłoń i nie mogłam uwierzyć. Jakaś dziewczyna stojąca obok mnie, której kompletnie nie znałam, uśmiechnęła się do mnie i przytuliła mnie mówiąc, żebym nie płakała, chociaż sama miała łzy w oczach.
Teraz jak o tym myślę, to wciąż czuję te Jego ciepłe paluszki. To wszystko trwało oczywiście kilka małych sekund, ale dało mi takie przeżycia, że mogłabym o tym pisać naprawdę bez końca. Już tylko patrzeć na to jak tarmosi nimi struny gitary mogłabym bez przerwy (lol, w zeszłym semestrze dodałam nawet jeden z filmików z Jego występu do materiału na zaliczenie przedmiotu). Ale dotknąć tych palców...czy ja o tym w ogóle marzyłam?
Właśnie w tej chwili, patrząc na Jego twarz, taką roześmianą i czując dotyk Jego dłoni, poczułam się jak VIP bez VIPa.
Zanim zszedł ze sceny, zaśpiewaliśmy mu piosenkę (tak jak pisałam wyżej). Wszystko to na filmiku uwieczniła Patrycja, łącznie z podawaniem fanom rąk i wszyściuteńkimi podziękowaniami.
Meev otrzymał także flagę Polski z podpisami fanów.
Parę zdjęć z koncertu od SHI photo&graphics.

Rewelacyjnie nagrane Horizon, po którym moje gardło zaczęło odmawiać posłuszeństwa.


 A najświeższe wrażenia możecie przeczytać TUTAJ.

Ten dzień na zawsze pozostanie w moim sercu. Także dlatego, że Miyaviemu bardzo podobała się polska publiczność i obiecał tutaj wrócić. Trzymam Go więc za słowo, a siebie samą solennie motywuję do zbierania na tym razem bilet VIPowski.
Na koniec zostawię Was z pięknym cytatem, którym podzielił się z nami Meev:
Music can't change the world, but it can change people and people can change the world.

7 komentarzy:

  1. Na miejscu byłam zbyt szczęśliwa, za bardzo nie wierzyłam, że czymkolwiek zasłużyłam na taką radość... ale teraz jak to przeczytałam, łzy leją mi się potokami. Dołączam się postanowienia co do VIPów, nic tylko czekać z nadzieją w sercu ;u;

    Sai

    OdpowiedzUsuń
  2. Tam było tak fajnie! Też żałuje że nie dostałam vipa, ale byłam tam widziałam go i słyszałam. Dotknął cię? Jejuu, jakie szczęście xD
    Następnym razem (bo będzie!) też chcę!!
    Pozdro, Ai!

    OdpowiedzUsuń
  3. woooooooooow! byłaś na koncercie Miyaviego? Super cool! ^^ Zazdroszczę ^^
    Jak widzę koncert był bardziej niż udany i się super się bawiłaś :)
    Musiałabym się też kiedyś wybrać *_____*
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Po raz drugi czytam tę notkę i po raz drugi mam łzy w oczkach. Poprostu jeszcze do mnie nie dociera, że byłam tam, widziałam Go i słyszałam Jego Boski głos na żywo <3 ARIGATO za to, że dotknęłaś mnie paluszkami, których dotknął sam Miyavi <3 Mam nadzieję, że spotkamy się na następnym koncercie Miyaviego w pl i w Krakowie pod wejściem do Lost Soul Alley żeby znowu trochę popiszczeć ze strachu xD

    Buziaczki ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. jakbym czytała swoje wspomnienia troche, dzięki ;D ach ta jego gitara, głos i jego dłonie:) pozdrówka!

    OdpowiedzUsuń
  6. Annyeong :D
    Nominowałam Cię do Liebster Award ^^ Szczegóły na moim blogu:
    http://mykoreanlifee.blogspot.com/2014/03/liebster-award.html
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  7. Ooooh, Ty też tam byłaś?! <3 Bosh, było cudownie!! Ja pamiętam, stałam całkiem niedaleko sceny, z prawej strony, na pierwszym schodku. Ładnie było widać i słychać, a jak koncert się kończył, Meev poleciał na lewo, klepać piątki, potem na środek... W moim prawym kącie zrobiło się luźno, bo wszyscy polecieli do niego, a ja szybka dzida do barierek i pod ramieniem ochroniarza :D Meev akurat już był na prawym skrzydle sceny, parę osób było przede mną, no to ja chyc- wspięłam się na palce, wyciągam prawą rękę nad czyimś ramieniem i BAM! Dostałam Miyavim :D

    OdpowiedzUsuń